Włoski Messi, następca Del Piero, największy talent włoskiej piłki od wielu lat. Tak do niedawna przedstawiano Sebastiana Giovinco. Miał być nową gwiazdą Juventusu i przyszłością Azzurrich. Dziś, po trzech latach, jedyne, co łączy go z Messim, to niski wzrost. Jest w zdecydowanym cieniu swojego niedawnego klubowego kolegi, Claudio Marchisio.

W 2008 roku Giovinco i Marchisio wrócili do powoli odradzającego się Juventusu, mając za sobą udany sezon na wypożyczeniu w Empoli. Marchisio zdążył sobie zapracować na miano solidnego, wszechstronnego środkowego pomocnika, natomiast Giovinco wracał na ‘stare śmieci’ z etykietką zawodnika, który mimo młodego wieku już potrafi zrobić różnicę.
O ile Marchisio miał być jedynie uzupełnieniem kadry, o tyle po Giovinco spodziewano się naprawdę wiele. Już przed rozegraniem pierwszego meczu w barwach Bianconerich „Atomowa Mrówka” spotykała się z wielkim uznaniem włoskich kibiców. Niewysoki, szybki, obdarzony doskonałą kontrolą nad piłką, nieuchwytny dla obrońców.
Dziś, po czterech latach, 24-letni Giovinco, pozostaje niespełnionym talentem. Przez kolejne sezony nie był w stanie zyskać uznania w oczach szkoleniowców Juventusu – Claudio Ranieriego, Ciro Ferrary, Alberto Zaccheroniego i Luigiego Del Neriego. Młody Włoch został wypożyczony do Parmy, a po sezonie połowa jego karty została wykupiona za 3 miliony euro. Co poszło nie tak?
Z pewnością nie pomogła mu jego wątła budowa. W pojedynkach z lepiej zbudowanymi przeciwnikami momentalnie lądował na ziemi, nie potrafił utrzymać się na nogach. Ale jego największym problemem był brak solidności. Świetne występy przeplatał bardzo słabymi. Musiał również, tak jak przed nim Raffaele Palladino, przestawić się z pozycji cofniętego lub bocznego napastnika na lewoskrzydłowego, bo nie był w stanie rywalizować z pozostałymi napastnikami Juve. W 34 meczach zdobył jedynie 3 bramki.
Przed sezonem 2010/2011 zarząd Juventusu pozbył się go bez specjalnego żalu; podobno jednym z powodów było to, że Sebastian domagał się obietnicy regularnej gry. Nie podjął rywalizacji, która w takim momencie kariery jest przecież czymś zupełnie naturalnym. Del Piero nikt nie ofiarował miejsca w drużynie, musiał o nie walczyć z Viallim, Ravanellim i Baggio.
Tymczasem Marchisio czekała zupełnie inna droga. Początkowo nikt nie wiązał z młodym Włochem wielkich nadziei. Jednak z sezonu na sezon solidną, równą grą powoli zyskiwał coraz lepszą pozycję w drużynie. Strzelał kluczowe bramki, odwalał czarną robotę, a przy tym nie narzekał, nawet kiedy zaczynał mecze na ławce rezerwowych. Nie narzekał również, gdy Del Neri postanowił przesunąć go na pozycję lewego pomocnika. Pozycję, na której do tej pory nigdy nie grał. Zawsze robił to, czego wymagał od niego trener. Doczekał się przydomka „Il Principino”. Został Małym Księciem Turynu.
Mimo znacznie trudniejszego początku, Claudio Marchisio dosłownie wywalczył sobie na boisku miejsce w drużynie, co zaowocowało powołaniami do kadry Azzurrich. Tam też robi to, czego wymaga od niego trener. Środek pomocy? Świetnie. Trequartista? Żaden problem. Ławka? Ok, rozumiem.
Marchisio podjął walkę i dostosował się do potrzeb trenerów, zna swoje ograniczenia. Tymczasem Giovinco przestraszył się rywalizacji i wybrał łatwiejszą scieżkę przenosząc się do Parmy. Być może zwyczajnie jego talent oraz umiejętności były przeceniane i spodziewano się po nim więcej niż mógł zaoferować. Dzisiaj popularna „Mrówka” na każdym kroku powtarza, że nie ma zamiaru wracać do Turynu, a Juventus pożałuje, że się go pozbył. Chyba to podejście zaważyło na tym, jak rozwinęła się kariera tych dwóch wychowanków Juventusu. Książę…i tchórz?
Felietony
Książę i tchórz
Borkos
Komentarze (37)
Zaloguj się, aby dodać komentarz
Najnowsze komentarze
20, kwiecień 2022 10:51
14, wrzesień 2018 12:18
14, wrzesień 2018 09:59
11, grudzień 2017 10:59
01, wrzesień 2017 13:05
31, sierpień 2017 07:48
12, lipiec 2017 12:25
12, lipiec 2017 10:45
Tabela ligowa
Pokaż Pełną Tabelę
Wasze Sondy
Zobacz wszystkie sondy