Czasy kiedy Juventus siał postrach w Serie A i Lidze Mistrzów to już niemal futbolowy paleozoik. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że lepiej nie będzie przynajmniej w kolejnych rozgrywkach. Po fatalnym wyniku zespołu (jednym z najgorszych od wielu, wielu lat) w sezonie 2009/2010 zapowiadano wielką rewolucją kadrową, która niczym meteor wyniszczający dinozaury, miała wybić pół gatunku Bianconerich. Patrząc wstecz można łatwo zauważyć, że odkąd Juve powróciło do elity co roku zapowiadane są zmiany gargantuicznych wręcz rozmiarów. Jak pokazała historia od słów do czynów bywa czasem bardzo daleko.
Im niższą lokatę w klasyfikacji końcowej zajmował zespół, tym większe miały być przetasowania. Tym razem zaczęło się obiecująco: posadę prezydenta klubu objął szanowany w Turynie Andrea Agnelli, którego przodkowie przecierali szlaki pełniąc identyczną funkcję. Jego poprzednik Jean-Claude Blanc, który nie do końca wiedział, na czym piłka nożna polega, został zdegradowany do roli dyrektora wykonawczego. Odpowiedzialność za transfery wziął na siebie Giuseppe Marotta - jeden z najlepszych fachowców w tej dziedzinie we Włoszech. I na tym kończą się pozytywy...
Zatrudniono trenera Luigiego Del Neriego, którego największym sukcesem w dotychczasowym dorobku było zajęcie 4. miejsca w ubiegłym sezonie z Sampdorią. Angaż 60-letniego Włocha był podyktowany tylko i wyłącznie względami finansowymi. A wystarczyło poczekać kilkanaście dni na pewne jak śmierć zwolnienie Rafy Beniteza z Liverpoolu, którego ostatecznie sprzątnął Inter Mediolan. Kontrakt hiszpańskiego szkoleniowca wiązałby się z wielomilionowym uposażeniem, a jak się okazuje na taki wydatek kasa turyńskiego potentata (coraz częściej zastanawiam się, czy to określenie nie jest anachronizmem) nie mogła sobie pozwolić. Jak nietrudno się domyślić, pustki na koncie przełożyły się jakość piłkarzy ściągniętych na Stadio Olimpico w ciągu przeszło miesiąca. Efekt: kupiono piłkarzy, którzy mają załatać luki w składzie, ale niekoniecznie podnieść ogólny poziom zespołu. Pokusiłem się o kilka zdań komentarza przy każdym nowym nazwisku w składzie Starej Damy.
1. Marco Storari
Jego rola w spektaklu Juventusu to tylko epizod. W nowym sezonie ma za zadanie zastąpić kontuzjowanego Gianluigiego Buffona, który będzie pauzował przez pierwszą część sezonu. Doświadczenia Włochowi odmówić nie można, dlatego wydaje się być zapchajdziurą doskonałym. Na jego niekorzyść przemawia fakt, że Juventus to jego piąty przystanek w ciągu ostatnich 3 lat. Dobrą markę wyrobił sobie w Messinie, z której przeszedł do Milanu. Potem był często wypożyczany - najpierw do hiszpańskiego Levante, następnie do Cagliari, Fiorentiny i Sampdorii. To w tym ostatnim klubie spotkał się z Del Nerim, który zabrał go ze sobą do Turynu. Transferowanie golkiperów pokroju Storariego to dowód na krótkowzroczność polityki kierownictwa Starej Damy. W obliczu coraz częstszych kontuzji bezdyskusyjnego numeru jeden - Buffona, może lepiej byłoby pomyśleć o zakupie młodego, utalentowanego bramkarza, który miałby okazję podpatrywać starszego kolegę i przy okazji ogrywać się w razie jego niedyspozycji? W końcu lepiej kupić nowy garnitur, niż łatać stary, który pęka w szwach.
2. Marco Motta
Solidny obrońca za małą kasę. Na razie tylko wypożyczony z opcją transferu definitywnego, co jest znakomitym rozwiązaniem: piłkarz będzie musiał się mocno postarać, by na stałe pozostać w stolicy Piemontu. Z dużą dozą ostrożności można umieścić go w czołówce najlepszych prawych obrońców ligi, choć do absolutnych mistrzów sporo mu brakuje. Ściągnięcie byłego reprezentanta drużyn młodzieżowych Squadra Azurra rozpatrywałbym jako uzupełnienie składu, a nie poważne wzmocnienie. Niemniej, wartość jego umiejętności jest na pewno wyższa niż Zdenka Grygery i Jonathana Zebiny razem wziętych. Miejsce w wyjściowej jedenastce ma raczej zagwarantowane.
3. Simone Pepe
Reprezentant Italii na zakończonych niedawno Mistrzostwach Świata RPA (stawiani w roli faworytów Włosi nie przeszli do fazy play-off - na jego miejscu szybko wymazałbym to wydarzenie z pamięci) zaprezentował się całkiem nieźle na tle nieporadnych kolegów. Jego błyskotliwe akcje nadawały dynamizmu poczynaniom Udinese, w którym występował z roczną przerwą przez 4 ostatnie lata. Jeżeli dobrze wprowadzi się do drużyny może stać się naturalnym sukcesorem znajdującego się na wylocie Mauro Camoranesiego. Miałem przyjemność oglądać pierwszy mecz 3. rudny eliminacji do Ligi Europy z Shamrock Rovers, w którym wystąpił również Pepe. Zdaję sobie sprawę, że nie był to rywal drugiej, a nawet trzeciej kategorii, ale kilka akcji dobrze zbudowanego pomocnika może napawać optymizmem.
4. Jorge Martinez
Drżę na dźwięk nazwiska Urugwajczyka. Wciąż mam w pamięci Sergio Almiorna, który miał rządzić i dzielić w drugiej linii Bianconerich, a jak potoczyły się jego losy wszyscy dobrze wiemy. Almiron został kupiony ze słabego Empoli, gdzie był prawdziwą gwiazdą i motorem napędowym zespołu. W dużo większym i prężniej działającym klubie nie radził sobie z presją, jaka na niego spadła bo powrocie Juventusu do elity. Był wypożyczany do Monaco, Fiorentiny, a w trwającym okienku transferowym przeniósł się na stałe do Bari. Ścieżka Martineza jest zupełnie podobna: gwiazda w przeciętnej drużynie, transfer do dużego klubu... Jak będzie dalej? Czas pokaże. Życzę mu jak najlepiej, bo przecież wydane na jego przeprowadzkę 12 milionów euro nie rośnie na drzewach.
5. Leonardo Bonucci
Rodzynkę w cieście zostawiłem na koniec. Bonucci to tak naprawdę jedyny zakupiony tego lata piłkarz, którym sympatycy Juventusu mogą pochwalić się przed futbolowym światem. Młody, bo zaledwie 24-letni, utalentowany, w poprzednim sezonie prawie bezbłędny. Jeżeli będzie rozwijał się w takim tempie, możemy mieć jednego z najlepszych stoperów świata, a przynajmniej następcę Giorgio Chielliniego. Transfer o tyle wartościowszy, że udało się utrzeć nosa Interowi Mediolan, a jest to zjawisko tak częste jak upał na Syberii. Nerrazurri również zarzucali sieci na swojego wychowanka. Mam nadzieję, że trener Delneri widzi go w składzie na przyszły sezon.
W kolejce po bilet lotniczy do Turynu ustawił się także Milos Krasic. Serb to pierwszy od 4 lat piłkarz, który z uporem maniaka dąży do transferu do Juventusu i nie wstydzi się swojej sympatii do Bianconerich. Chwała i szacunek należą mu się tymbardziej, że specjalnie dla Starej Damy odrzucił ofertę obrzydliwie bogatego Manchesteru City, a przecież i Real Madryt interesował się blondwłosym graczem CSKA Moskwa. Jak na razie jego miłość do biało-czarnych barw stała się polem zajadłych negocjacji pomiędzy zainteresowanymi stronami. Jak mówi klasyk: gdy nie wiadomo, o co chodzi, to zwykle w grę wchodzą pieniądze – niestety, identycznie jest w tym wypadku. Włodarze rosyjskiego klubu nie chcą sprzedać piłkarza za rozsądną cenę, a ich włoscy koledzy po fachu sięgać zbyt głęboko do kieszeni. Mimo, że sam piłkarz już ustalił warunki umowy indywidualnej, to rozmowy utknęły w martwym punkcie i nic nie wskazuje, by kontrahenci mieli dojść do konsensusu. Przyglądając się Krasicowi można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z żywą kopią Pavla Nedveda. I nie chodzi tylko o aparycję, ale także o styl gry. Podobnie jak legendarny Czech, serbski pomocnik ma niesamowity ciąg na bramkę, świetną technikę, szybkość i charyzmę. Gdyby to zależało ode mnie, przywitałbym go na Stadio Olimpico z otwartymi rękami. Razem z Diego mógłby stworzyć piorunujący tandem doskonałych techników jako, że Brazylijczyk gra tuż za napastnikami, a Serb byłby ustawiany na skrzydle. Szkoda, że szefowie Juventusu aż tak drobiazgowo przeliczają jego umiejętności na euro.
Podobnie sytuacja ma się z Edinem Dzeko z Wolfsburga. W jego przypadku także na przeszkodzie stoją pieniądze. Nienasyceni Niemcy żądają kwoty, której Bianconeri nie są w stanie zapłacić. Gdyby właścicielem Juventusu był szejk, 40 mln euro wydawałby bez mrugnięcia okiem. W tej sytuacji na bośniacki towar luksusowy może pozwolić sobie już tylko Manchester City. The Citizens swojego czasu sondowali możliwość sprowadzenia Dzeko (mówiąc nawiasem, po jakiego grzyba potrzebny jest im kolejny napastnik?). W oko transferowego cyklonu wciągnięto nawet Dzeko seniora, który ojcowską ręką miał uderzyć w stół i zmusić kierownictwo Wilków do zmiany strategii wobec jego syna. Cel uświęca środki? Nie tym wypadku. Dzeko nadal pozostaje zawodnikiem niemieckiego klubu i prawdopodobnie ten stan rzeczy utrzyma się do stycznia, kiedy otwarte zostanie kolejne okno transferowe.
Gazeciarskie szpalty wypełniały ostatnio doniesienia o zainteresowaniu Bastosem z Olympique Lyon. Brazylijczyk jest ważnym ogniwem w łańcuchu trenera Les Gones - Claude Puela, dlatego nie dziwi fakt, że Francuzi nie są skorzy do pozbycia się reprezentanta Canarinhos, nawet za 20 mln euro.
Grosso, Camoranesi, Zebina, Grygera, Poulsen, Trezeguet, Salihamidzić, Tiago - ci piłkarze według zapowiedzi mieli oglądać Turyn tylko na pocztówkach. Jak dotąd pozbyto się jedynie bezproduktywnego Poulsena, a na konto klubu wpłynęło od Liverpoolu - nowego pracodawcy Duńczyka - 5,5 mln euro. Bliski odejścia na Wyspy Brytyjskie jest również Mauro Camoranesi. Naturalizowany Włoch jest już jedną nogą w Birmingam City. Resztę nazwisk piłkarzy z "listy niepotrzebnych" próżno szukać nawet w medialnych spekulacjach. Niezbyt pochlebnie świadczy to o zarządzie Starej Damy, który znacznie wcześniej powinien pożegnać chociaż połowę wymienionych wcześniej piłkarzy. Zanosi się więc na to, że będą oni przez najbliższe pół roku odcinać kupony i dopisywać okrągłe sumy na swoje konta.
Inną kwestią są plotki o rzekomym transferze (dla mnie zupełnie niezrozumiałym) do Wolfsburga Brazylijczyka Diego. Faktem jest, że nie do końca udało mu się wywiązać z odpowiedzialnej roli kierowania zespołem, jaką mu powierzono w ubiegłym sezonie, ale był jednym z nielicznych, którzy robili, co mogli, by kompromitacja była tylko sennym koszmarem. Warto dać mu szansę, wszak jest to piłkarz o nieprzeciętnych umiejętnościach, a i kosztował wcale niemało.
Po niezliczonych niewypałach transferowych w ubiegłych latach, kierownictwo Starej Damy przyjęło bardzo zachowawczą strategię zakupów. Na pięciu nowych piłkarzy, aż dwóch to zawodnicy wypożyczeni z opcją transferu definitywnego. Taka taktyka roszad kadrowych może nieść ze sobą same korzyści. Po pierwsze daje nowym graczom dużą dawkę motywacji do cięższej pracy. Po drugie pozostawia klubowi pewien margines błędu i jest realnym zabezpieczeniem przed przysłowiowym wtopieniem pieniędzy w błoto. Korzystnie wychodzą na tym piłkarze i klub. Pierwszy, duży plus dla Beppe Marotty - człowieka odpowiedzialnego w Juventusie za transfery.
Gdybanie nad dyspozycją "nowych" zarówno wypożyczonych, jak i kupionych na stałe, jest jak wróżenie z fusów. Wszelkie domysły zweryfikuje czas i boisko. Na obecną chwilę możemy oceniać tylko to, co dzieje się przy zielonym stoliku, za kulisami.
Na pewno nie takiej rewolucji w Juventusie spodziewał się futbolowy świat, a zwłaszcza tifosi. Po tym co, obserwowaliśmy tego lata nawet optymiści nie mają argumentów, by stwierdzić, że Juventus wzmocnił siłę w porównaniu do poprzedniego sezonu. Czołowe kluby świata już dawno uciekły nam z pola widzenia, a włodarze nie robią nic, by rzucić się za nimi w pościg. Tłumaczenie nieustannych oszczędności budową nowego stadionu na pewno nie zadowoli kibiców spragnionych sukcesów. Jeżeli za rok, za dwa obraz mercato nie ulegnie zmianie, to zarząd Bianconeri będzie miał problem, by nową arenę zapełnić. W najgorszym wypadku musimy przygotować się na to, że Liga Mistrzów będzie czarem dawnych wspomnień, a emocjonować będziemy się eliminacjami do Ligi Europejskiej.
autor: Santiago
Społeczność
Santiago
Artykuły
źródło: goal.com
Czasy kiedy Juventus siał postrach w Serie A i Lidze Mistrzów to już niemal futbolowy paleozoik....
Czasy kiedy Juventus siał postrach w Serie A i Lidze Mistrzów to już niemal futbolowy paleozoik. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że lepiej nie będzie przynajmniej w kolejnych rozgrywkach. Po fatalnym wyniku zespołu (jednym z najgorszych od wielu, wielu lat) w sezonie 2009/2010 zapowiadano wielką rewolucją kadrową, która niczym meteor wyniszczający dinozaury, miała wybić pół gatunku Bianconerich. Patrząc wstecz można łatwo zauważyć, że odkąd Juve powróciło do elity co roku zapowiadane są zmiany gargantuicznych wręcz rozmiarów. Jak pokazała historia od słów do czynów bywa czasem bardzo daleko.
Im niższą lokatę w klasyfikacji końcowej zajmował zespół, tym większe miały być przetasowania. Tym razem zaczęło się obiecująco: posadę prezydenta klubu objął szanowany w Turynie Andrea Agnelli, którego przodkowie przecierali szlaki pełniąc identyczną funkcję. Jego poprzednik Jean-Claude Blanc, który nie do końca wiedział, na czym piłka nożna polega, został zdegradowany do roli dyrektora wykonawczego. Odpowiedzialność za transfery wziął na siebie Giuseppe Marotta - jeden z najlepszych fachowców w tej dziedzinie we Włoszech. I na tym kończą się pozytywy...
Zatrudniono trenera Luigiego Del Neriego, którego największym sukcesem w dotychczasowym dorobku było zajęcie 4. miejsca w ubiegłym sezonie z Sampdorią. Angaż 60-letniego Włocha był podyktowany tylko i wyłącznie względami finansowymi. A wystarczyło poczekać kilkanaście dni na pewne jak śmierć zwolnienie Rafy Beniteza z Liverpoolu, którego ostatecznie sprzątnął Inter Mediolan. Kontrakt hiszpańskiego szkoleniowca wiązałby się z wielomilionowym uposażeniem, a jak się okazuje na taki wydatek kasa turyńskiego potentata (coraz częściej zastanawiam się, czy to określenie nie jest anachronizmem) nie mogła sobie pozwolić. Jak nietrudno się domyślić, pustki na koncie przełożyły się jakość piłkarzy ściągniętych na Stadio Olimpico w ciągu przeszło miesiąca. Efekt: kupiono piłkarzy, którzy mają załatać luki w składzie, ale niekoniecznie podnieść ogólny poziom zespołu. Pokusiłem się o kilka zdań komentarza przy każdym nowym nazwisku w składzie Starej Damy.
1. Marco Storari
Jego rola w spektaklu Juventusu to tylko epizod. W nowym sezonie ma za zadanie zastąpić kontuzjowanego Gianluigiego Buffona, który będzie pauzował przez pierwszą część sezonu. Doświadczenia Włochowi odmówić nie można, dlatego wydaje się być zapchajdziurą doskonałym. Na jego niekorzyść przemawia fakt, że Juventus to jego piąty przystanek w ciągu ostatnich 3 lat. Dobrą markę wyrobił sobie w Messinie, z której przeszedł do Milanu. Potem był często wypożyczany - najpierw do hiszpańskiego Levante, następnie do Cagliari, Fiorentiny i Sampdorii. To w tym ostatnim klubie spotkał się z Del Nerim, który zabrał go ze sobą do Turynu. Transferowanie golkiperów pokroju Storariego to dowód na krótkowzroczność polityki kierownictwa Starej Damy. W obliczu coraz częstszych kontuzji bezdyskusyjnego numeru jeden - Buffona, może lepiej byłoby pomyśleć o zakupie młodego, utalentowanego bramkarza, który miałby okazję podpatrywać starszego kolegę i przy okazji ogrywać się w razie jego niedyspozycji? W końcu lepiej kupić nowy garnitur, niż łatać stary, który pęka w szwach.
2. Marco Motta
Solidny obrońca za małą kasę. Na razie tylko wypożyczony z opcją transferu definitywnego, co jest znakomitym rozwiązaniem: piłkarz będzie musiał się mocno postarać, by na stałe pozostać w stolicy Piemontu. Z dużą dozą ostrożności można umieścić go w czołówce najlepszych prawych obrońców ligi, choć do absolutnych mistrzów sporo mu brakuje. Ściągnięcie byłego reprezentanta drużyn młodzieżowych Squadra Azurra rozpatrywałbym jako uzupełnienie składu, a nie poważne wzmocnienie. Niemniej, wartość jego umiejętności jest na pewno wyższa niż Zdenka Grygery i Jonathana Zebiny razem wziętych. Miejsce w wyjściowej jedenastce ma raczej zagwarantowane.
3. Simone Pepe
Reprezentant Italii na zakończonych niedawno Mistrzostwach Świata RPA (stawiani w roli faworytów Włosi nie przeszli do fazy play-off - na jego miejscu szybko wymazałbym to wydarzenie z pamięci) zaprezentował się całkiem nieźle na tle nieporadnych kolegów. Jego błyskotliwe akcje nadawały dynamizmu poczynaniom Udinese, w którym występował z roczną przerwą przez 4 ostatnie lata. Jeżeli dobrze wprowadzi się do drużyny może stać się naturalnym sukcesorem znajdującego się na wylocie Mauro Camoranesiego. Miałem przyjemność oglądać pierwszy mecz 3. rudny eliminacji do Ligi Europy z Shamrock Rovers, w którym wystąpił również Pepe. Zdaję sobie sprawę, że nie był to rywal drugiej, a nawet trzeciej kategorii, ale kilka akcji dobrze zbudowanego pomocnika może napawać optymizmem.
4. Jorge Martinez
Drżę na dźwięk nazwiska Urugwajczyka. Wciąż mam w pamięci Sergio Almiorna, który miał rządzić i dzielić w drugiej linii Bianconerich, a jak potoczyły się jego losy wszyscy dobrze wiemy. Almiron został kupiony ze słabego Empoli, gdzie był prawdziwą gwiazdą i motorem napędowym zespołu. W dużo większym i prężniej działającym klubie nie radził sobie z presją, jaka na niego spadła bo powrocie Juventusu do elity. Był wypożyczany do Monaco, Fiorentiny, a w trwającym okienku transferowym przeniósł się na stałe do Bari. Ścieżka Martineza jest zupełnie podobna: gwiazda w przeciętnej drużynie, transfer do dużego klubu... Jak będzie dalej? Czas pokaże. Życzę mu jak najlepiej, bo przecież wydane na jego przeprowadzkę 12 milionów euro nie rośnie na drzewach.
5. Leonardo Bonucci
Rodzynkę w cieście zostawiłem na koniec. Bonucci to tak naprawdę jedyny zakupiony tego lata piłkarz, którym sympatycy Juventusu mogą pochwalić się przed futbolowym światem. Młody, bo zaledwie 24-letni, utalentowany, w poprzednim sezonie prawie bezbłędny. Jeżeli będzie rozwijał się w takim tempie, możemy mieć jednego z najlepszych stoperów świata, a przynajmniej następcę Giorgio Chielliniego. Transfer o tyle wartościowszy, że udało się utrzeć nosa Interowi Mediolan, a jest to zjawisko tak częste jak upał na Syberii. Nerrazurri również zarzucali sieci na swojego wychowanka. Mam nadzieję, że trener Delneri widzi go w składzie na przyszły sezon.
W kolejce po bilet lotniczy do Turynu ustawił się także Milos Krasic. Serb to pierwszy od 4 lat piłkarz, który z uporem maniaka dąży do transferu do Juventusu i nie wstydzi się swojej sympatii do Bianconerich. Chwała i szacunek należą mu się tymbardziej, że specjalnie dla Starej Damy odrzucił ofertę obrzydliwie bogatego Manchesteru City, a przecież i Real Madryt interesował się blondwłosym graczem CSKA Moskwa. Jak na razie jego miłość do biało-czarnych barw stała się polem zajadłych negocjacji pomiędzy zainteresowanymi stronami. Jak mówi klasyk: gdy nie wiadomo, o co chodzi, to zwykle w grę wchodzą pieniądze – niestety, identycznie jest w tym wypadku. Włodarze rosyjskiego klubu nie chcą sprzedać piłkarza za rozsądną cenę, a ich włoscy koledzy po fachu sięgać zbyt głęboko do kieszeni. Mimo, że sam piłkarz już ustalił warunki umowy indywidualnej, to rozmowy utknęły w martwym punkcie i nic nie wskazuje, by kontrahenci mieli dojść do konsensusu. Przyglądając się Krasicowi można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z żywą kopią Pavla Nedveda. I nie chodzi tylko o aparycję, ale także o styl gry. Podobnie jak legendarny Czech, serbski pomocnik ma niesamowity ciąg na bramkę, świetną technikę, szybkość i charyzmę. Gdyby to zależało ode mnie, przywitałbym go na Stadio Olimpico z otwartymi rękami. Razem z Diego mógłby stworzyć piorunujący tandem doskonałych techników jako, że Brazylijczyk gra tuż za napastnikami, a Serb byłby ustawiany na skrzydle. Szkoda, że szefowie Juventusu aż tak drobiazgowo przeliczają jego umiejętności na euro.
Podobnie sytuacja ma się z Edinem Dzeko z Wolfsburga. W jego przypadku także na przeszkodzie stoją pieniądze. Nienasyceni Niemcy żądają kwoty, której Bianconeri nie są w stanie zapłacić. Gdyby właścicielem Juventusu był szejk, 40 mln euro wydawałby bez mrugnięcia okiem. W tej sytuacji na bośniacki towar luksusowy może pozwolić sobie już tylko Manchester City. The Citizens swojego czasu sondowali możliwość sprowadzenia Dzeko (mówiąc nawiasem, po jakiego grzyba potrzebny jest im kolejny napastnik?). W oko transferowego cyklonu wciągnięto nawet Dzeko seniora, który ojcowską ręką miał uderzyć w stół i zmusić kierownictwo Wilków do zmiany strategii wobec jego syna. Cel uświęca środki? Nie tym wypadku. Dzeko nadal pozostaje zawodnikiem niemieckiego klubu i prawdopodobnie ten stan rzeczy utrzyma się do stycznia, kiedy otwarte zostanie kolejne okno transferowe.
Gazeciarskie szpalty wypełniały ostatnio doniesienia o zainteresowaniu Bastosem z Olympique Lyon. Brazylijczyk jest ważnym ogniwem w łańcuchu trenera Les Gones - Claude Puela, dlatego nie dziwi fakt, że Francuzi nie są skorzy do pozbycia się reprezentanta Canarinhos, nawet za 20 mln euro.
Grosso, Camoranesi, Zebina, Grygera, Poulsen, Trezeguet, Salihamidzić, Tiago - ci piłkarze według zapowiedzi mieli oglądać Turyn tylko na pocztówkach. Jak dotąd pozbyto się jedynie bezproduktywnego Poulsena, a na konto klubu wpłynęło od Liverpoolu - nowego pracodawcy Duńczyka - 5,5 mln euro. Bliski odejścia na Wyspy Brytyjskie jest również Mauro Camoranesi. Naturalizowany Włoch jest już jedną nogą w Birmingam City. Resztę nazwisk piłkarzy z "listy niepotrzebnych" próżno szukać nawet w medialnych spekulacjach. Niezbyt pochlebnie świadczy to o zarządzie Starej Damy, który znacznie wcześniej powinien pożegnać chociaż połowę wymienionych wcześniej piłkarzy. Zanosi się więc na to, że będą oni przez najbliższe pół roku odcinać kupony i dopisywać okrągłe sumy na swoje konta.
Inną kwestią są plotki o rzekomym transferze (dla mnie zupełnie niezrozumiałym) do Wolfsburga Brazylijczyka Diego. Faktem jest, że nie do końca udało mu się wywiązać z odpowiedzialnej roli kierowania zespołem, jaką mu powierzono w ubiegłym sezonie, ale był jednym z nielicznych, którzy robili, co mogli, by kompromitacja była tylko sennym koszmarem. Warto dać mu szansę, wszak jest to piłkarz o nieprzeciętnych umiejętnościach, a i kosztował wcale niemało.
Po niezliczonych niewypałach transferowych w ubiegłych latach, kierownictwo Starej Damy przyjęło bardzo zachowawczą strategię zakupów. Na pięciu nowych piłkarzy, aż dwóch to zawodnicy wypożyczeni z opcją transferu definitywnego. Taka taktyka roszad kadrowych może nieść ze sobą same korzyści. Po pierwsze daje nowym graczom dużą dawkę motywacji do cięższej pracy. Po drugie pozostawia klubowi pewien margines błędu i jest realnym zabezpieczeniem przed przysłowiowym wtopieniem pieniędzy w błoto. Korzystnie wychodzą na tym piłkarze i klub. Pierwszy, duży plus dla Beppe Marotty - człowieka odpowiedzialnego w Juventusie za transfery.
Gdybanie nad dyspozycją "nowych" zarówno wypożyczonych, jak i kupionych na stałe, jest jak wróżenie z fusów. Wszelkie domysły zweryfikuje czas i boisko. Na obecną chwilę możemy oceniać tylko to, co dzieje się przy zielonym stoliku, za kulisami.
Na pewno nie takiej rewolucji w Juventusie spodziewał się futbolowy świat, a zwłaszcza tifosi. Po tym co, obserwowaliśmy tego lata nawet optymiści nie mają argumentów, by stwierdzić, że Juventus wzmocnił siłę w porównaniu do poprzedniego sezonu. Czołowe kluby świata już dawno uciekły nam z pola widzenia, a włodarze nie robią nic, by rzucić się za nimi w pościg. Tłumaczenie nieustannych oszczędności budową nowego stadionu na pewno nie zadowoli kibiców spragnionych sukcesów. Jeżeli za rok, za dwa obraz mercato nie ulegnie zmianie, to zarząd Bianconeri będzie miał problem, by nową arenę zapełnić. W najgorszym wypadku musimy przygotować się na to, że Liga Mistrzów będzie czarem dawnych wspomnień, a emocjonować będziemy się eliminacjami do Ligi Europejskiej.
autor: Santiago
Juventus dokonał już kilku wzmocnień na różnych pozycjach. Piętą achillesową zespołu pozostaje...
Juventus dokonał już kilku wzmocnień na różnych pozycjach. Piętą achillesową zespołu pozostaje jednak obsada lewej obrony. Grający na tej pozycji w poprzednim sezonie Fabio Grosso nie gwarantuje odpowiedniego poziomu, dlatego włodarze Starej Damy rozglądają się za jego następcami. Grosso ściągnięty przed poprzednim sezonem z Olympique Lyon nie zawsze radził sobie z rywalami. W odwodzie pozostaje jeszcze Paolo De Ceglie, który może być ustawiany jako lewy pomocnik, 23-latek nie rozwija się jednak tak, jak tego oczekiwano. W związku z tym kierownictwo turyńskiego giganta rozgląda się za klasowym zawodnikiem na tę pozycję. Subhankar Mondal - dziennikarz serwisu goal.com sporządził listę 6 piłkarzy, którzy mogliby z powodzeniem zastąpić reprezentanta Włoch.
1. Gael Clichy (Francja, Arsenal Londyn, 25 lat)
Nazwisko Francuza łączone jest z Juventusem już od ponad roku, ale transfer ugrzązł w sferze spekulacji. 25-letni piłarz uważany za jednego z najlepszych lewych obrońców w swoim kraju z pewnością byłby dużym wzmocnieniem składu. Jego sprowadzenie jest bardzo realne, zwłaszcza, że w grę wchodzi transkacja zawierająca kartę zawodniczą Felipe Melo.
2. Royston Drenthe (Holandia, Real Madryt, 23 lata)
Zarówno Real Madryt, jak i agent piłkarza zapewniają, że Drenthe nie zmieni tego lata pracodawcy, ale plotki wciąż rozchodzą się w eterze. Juventus jest podobno zainteresowany sprowadzeniem Holendra, który nie może liczyć na pewne miejsce w wyjściowej jedenastce Królewskich. Były piłkarz Feyenoordu jest zawodnikiem bardzo wszechstronnym. Podobnie jak De Ceglie może z powodzeniem grać jako obrońca i lewoskrzydłowy, co z pewnością dałoby wiele wariantów w taktyce trenera Luigi Del Neriego. Trzeba jednak zaznaczyć, że odkąd przeniósł się do stolicy Hiszpanii nie wyróżnia się na boisku. W związku z tym jego transfer wiązałby się z hazardowym ryzykiem.
3. Aly Cissokho (Francja, Olympique Lyon, 22 lata)
Dyrektor generalny Olympique Lyon, Bernard Lacombe, obwieścił, że Cissokho nie jest na sprzedaż. Nie ma się czemu dziwić, ponieważ młody piłkarz odkąd tylko przeniósł się na Stade Gerland, stał się mocnym punktem zepsołu. Gdyby jednak puścić wodze fantazji i czysto hipotetycznie założyć, że mógłby on przenieść się do Juventusu, to z pewnością szybko stałby się ważnym piłkarzem w talii trener Del Neriego. Na jego korzyść przemawia systematyczny rozwój i młody wiek. Należy do piłkarzy silnych z dynamicznym ciągiem na bramkę rywala. Były piłkarz Vitorii Setubal byłby idealnym następcą starzejącego się Fabio Grosso.
4. Fabio Coentrao (Portugalia, Benfica Lizbona, 22 lata)
Coentrao był jednym z kilku piłkarzy reprezentacji Portugalii, którzy zachwycili na zakończonym niedawno mundialu w RPA. Podobnie jak wspomniani wcześniej De Ceglie i Drenthe należy do piłarzy uniwersalnych. Jego sprowadzenie jest mało prawdopodobne zwłaszcza, że jego klub zagra w Lidze Mistrzów, a Bianconeri biją się tylko o Ligę Europy.
5. Diego Contento (Niemcy, Bayern Monachium, 20 lat)
Eksperci włoskiego futbolu twierdzą, że jeżeli Juventus nie zdoła ściągnąć piłkarza mającego na karku trochę więcej niż 20 lat i jednocześnie doświadczonego, to celowniki Bianconerich zostaną skierowane na Diego Contento. Reprezentant Niemiec U-20 zaliczył debiut w pierwszej drużynie Bawarczyków w lutym bieżącego roku. Od tamtej pory rozegrał 9 meczów w Bundeslidze, 2 w Pucharze Niemiec i 3 w Lidze Mistrzów. Biorąc pod uwagę tłusty okres w Bayernie trudno sądzić, by zdecydował się przejść do Juventusu, znajdującego się w fazie przebudowy, nawet jeżeli w grę wchodziłoby jednosezonowe wypożyczenie.
6. Dennis Aogo (Niemcy, Hamburger SV, 23 lata)
Kolejny wszechstronny zawodnik, który oprócz lewej obrony, lewej pomocy doskonale spisuje się na pozycji defensywnego pomocnika. Utalentowany gracz z Hamburga zaliczył znakomite Mistrzostwa Świata w RPA, czym zwrócił uwagę światowych potentatów, w tym m.in. Juventusu. Zapytany o spekulacje dotyczące jego przenosin do Turynu stwierdził, że woli pozostać w swoim obecnym miejscu zamieszkania.
źródło: goal.com
źródło: goal.com
źródło: football-italia.net
źródło: football-italia.net
źródło: skysports.com
źródło: goal.com
źródło: goal.com
źródło: goal.com
źródło: goal.com